Rozdział VII
Jason
Poczułem rozpierający ból w czaszce, zupełnie jakby ktoś przywalił mi pustakiem. Otworzyłem oczy i z przerażeniem dotknąłem ciepłej cieczy na policzku. Wypływała z rany na głowie.
- Mocno spałeś, Grace. - Jakiś facet w wojskowych ciuchach, trącił mnie butem. Jęknąłem cicho, gdy jego twarda podeszwa zetknęła się z moim wycieńczonym ciałem.
- Nie płacz królewno. - rzucił z ironią. - WSTAŃ!
Może i dałbym radę sam, ale on nie chciał czekać. Pewną ręką złapał mnie za włosy i podciągnął do góry.
- STÓJ PROSTO JAK DO CIEBIE MÓWIĘ! - Trzepnął mnie metalową pałką z taką siłą, że ponownie upadłem tym razem bez żadnej możliwości podniesienia się choćby na parę centymetrów.
- Porozmawiajmy o Reynie... - Nie powiem, że mnie to nie zdziwiło. Facet, który miał wyciągać ze mnie informacje dla oddziałów Gaii, chce rozmawiać o mojej przyjaciółce z dawnego obozu.
- Porozmawiajmy o Reynie... - Nie powiem, że mnie to nie zdziwiło. Facet, który miał wyciągać ze mnie informacje dla oddziałów Gaii, chce rozmawiać o mojej przyjaciółce z dawnego obozu.
- Kim jesteś, żeby...
- Oh, no tak! Ja znam ciebie, ale ty mnie już nie koniecznie. Carlos Ramirez-Arleano. - Podał mi rękę w niby przyjacielskim geście, lecz nie odwzajemniłem go.
- Słuchaj, nie mam zbytniej ochoty długo patrzeć na twoją gębę, więc powiesz mi co chcę wiedzieć, albo zmasakruję ją tak, że już nawet twój tatuś na Olimpie cię nie pozna. - Obracał w palcach nóż.
Przełknąłem ślinę, lecz nagle mi jej zabrakło. Strach narastał z każdą sekundą. Myśli wciąż wracały do Piper. Przecież może wykorzystać ją przeciw mnie, o ile jeszcze jej nie zabił. Nie. Ona żyje i będzie żyła. Chociażbym ja miał zginąć za nią.
- Kochasz moją córkę? – zapytał z powagą, ale tak jakby znał odpowiedź.
- N-nie. – opowiedziałem cichutko. Nigdy w życiu się jeszcze tak nie bałem.
- Więc dlaczego nigdy jej tego nie powiedziałeś?! Dlaczego nie dałeś jej do zrozumienia, że jej nie chcesz?! – krzyczał.
- Nie chciałem jej ranić! – odkrzyknąłem, ale natychmiast dostałem tym cholernym kijem w plecy. Moja krew znaczyła smugi za każdym razem gdy mnie przesunął.
- Nie chciałeś ranić?! Teraz gdy wybrałeś inną…teraz dopiero ją zraniłeś! Wierzyła, że ją kochasz. Nagle dowiedziała się, że to co sobie wyobraziła było kłamstwem! Gdyby ta twoja panienka zrobiła tak tobie?!
Przełknąłem ślinę, lecz nagle mi jej zabrakło. Strach narastał z każdą sekundą. Myśli wciąż wracały do Piper. Przecież może wykorzystać ją przeciw mnie, o ile jeszcze jej nie zabił. Nie. Ona żyje i będzie żyła. Chociażbym ja miał zginąć za nią.
- Kochasz moją córkę? – zapytał z powagą, ale tak jakby znał odpowiedź.
- N-nie. – opowiedziałem cichutko. Nigdy w życiu się jeszcze tak nie bałem.
- Więc dlaczego nigdy jej tego nie powiedziałeś?! Dlaczego nie dałeś jej do zrozumienia, że jej nie chcesz?! – krzyczał.
- Nie chciałem jej ranić! – odkrzyknąłem, ale natychmiast dostałem tym cholernym kijem w plecy. Moja krew znaczyła smugi za każdym razem gdy mnie przesunął.
- Nie chciałeś ranić?! Teraz gdy wybrałeś inną…teraz dopiero ją zraniłeś! Wierzyła, że ją kochasz. Nagle dowiedziała się, że to co sobie wyobraziła było kłamstwem! Gdyby ta twoja panienka zrobiła tak tobie?!
Lekko uniosłem głowę, by móc
spojrzeć mu w oczy. Były identyczne jak Reyny. Bogowie, co Bellona widziała w
tym okrutnym człowieku?!
- Opowiedz mi Grace! – Uderzył mnie po raz kolejny. Z trudem podniosłem się na rękach i otarłem krew z kącika ust.
- J-ja nie wiem.
- I ty zostałeś pretorem? Chyba tylko względem tatusia.
- Opowiedz mi Grace! – Uderzył mnie po raz kolejny. Z trudem podniosłem się na rękach i otarłem krew z kącika ust.
- J-ja nie wiem.
- I ty zostałeś pretorem? Chyba tylko względem tatusia.
Wiłem wzrok w podłogę.
Najgorsze to, że miał rację. Stałem się pretorem po udanej misji z tronem
Kronosa. Ale czy byłem zły w tym co robiłem?
- Nie mieszaj w to mojego ojca! Zasłużyłem na miano pretora. - Z jakiegoś powodu chciałem pokazać mu, że się myli. Pokazać mu wolę walki.
- Te dzieciaki nie znają się na tym co robią. Ale raz na jakiś czas zdarzają się ci warci więcej. – Złapał mnie za szyję i podciągnął do góry. – Ale przez ostatnie stulecia trafiło się takich tylko dwoje. Jeden już nie żyje, a już niedługo umrze drugi. – Przyłożył nóż do mojej skroni i delikatnie naciął. Szczycił się moim cierpieniem, moim rozpaczliwych krzykiem. Triumfował nade mną, mógł zrobić wszystko, nawet jednym ruchem skończyć moje życie.
- Nie mieszaj w to mojego ojca! Zasłużyłem na miano pretora. - Z jakiegoś powodu chciałem pokazać mu, że się myli. Pokazać mu wolę walki.
- Te dzieciaki nie znają się na tym co robią. Ale raz na jakiś czas zdarzają się ci warci więcej. – Złapał mnie za szyję i podciągnął do góry. – Ale przez ostatnie stulecia trafiło się takich tylko dwoje. Jeden już nie żyje, a już niedługo umrze drugi. – Przyłożył nóż do mojej skroni i delikatnie naciął. Szczycił się moim cierpieniem, moim rozpaczliwych krzykiem. Triumfował nade mną, mógł zrobić wszystko, nawet jednym ruchem skończyć moje życie.
Rzucił mną o ścianę. Zsunąłem się w dół, zaciskając
powieki. Byle tylko nie pokazać bólu. Gaja mogła do mnie przysłać kogo chciała
i nie bez powodu wybrała jego. Ojciec Reyny był okrutny podwójnie.
Usłyszałem
skrzypienie ciężkich metalowych drzwi. Moja wolność, koniec czasu z tym
potworem.
Delikatnie otworzyłem oczy. Ostrość obrazu nie była najlepsza, ale najważniejsze widziałem. Do pomieszczenia weszło dwóch trupich
legionistów, trzymających spętaną łańcuchem dziewczynę. Usiłowała się im
wyrwać, krzyczała, ale oni nawet nie zwracali uwagi. Rzucili ją na podłogę
wprost przede mną. Porwaną sukienkę miała w kwieciste wzory, być może kiedyś była biała, lecz teraz zupełnie przesiąknięta krwią. Czekoladowe włosy
zasłaniały jej twarz, ale byłem pewien kogo mam przed sobą. Na kostce miała
złoty łańcuszek. Łańcuszek, który dostała ode mnie.
Ramirez złapał ją za włosy i
podniósł.
- Patrz kogo tu mamy, Grace… - oznajmił głosem pełnym ironii.
- PIPER! – krzyknąłem, chociaż wiedziałem, że nie mam siły by mu się sprzeciwić.
- Patrz kogo tu mamy, Grace… - oznajmił głosem pełnym ironii.
- PIPER! – krzyknąłem, chociaż wiedziałem, że nie mam siły by mu się sprzeciwić.
- Tak, więc jeszcze ją poznajesz! Najwyraźniej nie dostałeś, aż tak mocno.
Wyjął coś w rodzaju sztyletu i przejechał jej po ręce. Krew skapywała małymi
kropelkami, a ona krzyczała.
- Przestań! – Lęk przed straceniem jej, dodał mi odwagi. Dopiero w tedy poczułem, że moje ręce są łańcuchami przywiązane do ściany. Ale, kiedy?! Jak?! Gdzie?!
- Oh, a zrobisz z tym coś?
Łzy ciekły mi po policzkach. Moc nie wchodziła w grę, przecież podali nam wszystkim to coś co stopuje zdolności półboga. Mogłem tylko patrzeć i liczyć, że łańcuch pęknie lub nie będzie silnie przyczepiony do ściany. Szarpałem… Tak mocno jak się dało. Mój krzyk mieszał się z jej wrzaskami. Moje ręce były pozacinane od prób wydostania się z kajdanów. Ale nie zamierzałem się poddać. Nie teraz. Nie mogłem pozwolić jej cierpieć.
W pewnym momencie rozkuł ją. Było to dosyć dziwne, ale w tedy o tym nie pomyślałem. Ze łzami w oczach podbiegła do mnie. Nie mam pojęcia jak wytrzymała ból. Na jej twarzy malował się lekki uśmiech. Była milimetry ode mnie, gdy przebił ją mieczem. Osunęła się wprost przede mną.
- NIE! - Zakryłem usta dłonią. Z środka mnie wyrwał się histeryczny krzyk.
Przytuliłem ją tak mocno jak to tylko było możliwe. Łzy, ogromne ilości, zero słów. Do momentu, aż jej szloch ucichł.
- Wybacz mi Jason... - Położyła moją dłoń na swoim brzuchu. Ten gest był lekko niezrozumiały.
- Przestań! – Lęk przed straceniem jej, dodał mi odwagi. Dopiero w tedy poczułem, że moje ręce są łańcuchami przywiązane do ściany. Ale, kiedy?! Jak?! Gdzie?!
- Oh, a zrobisz z tym coś?
Łzy ciekły mi po policzkach. Moc nie wchodziła w grę, przecież podali nam wszystkim to coś co stopuje zdolności półboga. Mogłem tylko patrzeć i liczyć, że łańcuch pęknie lub nie będzie silnie przyczepiony do ściany. Szarpałem… Tak mocno jak się dało. Mój krzyk mieszał się z jej wrzaskami. Moje ręce były pozacinane od prób wydostania się z kajdanów. Ale nie zamierzałem się poddać. Nie teraz. Nie mogłem pozwolić jej cierpieć.
W pewnym momencie rozkuł ją. Było to dosyć dziwne, ale w tedy o tym nie pomyślałem. Ze łzami w oczach podbiegła do mnie. Nie mam pojęcia jak wytrzymała ból. Na jej twarzy malował się lekki uśmiech. Była milimetry ode mnie, gdy przebił ją mieczem. Osunęła się wprost przede mną.
- NIE! - Zakryłem usta dłonią. Z środka mnie wyrwał się histeryczny krzyk.
Przytuliłem ją tak mocno jak to tylko było możliwe. Łzy, ogromne ilości, zero słów. Do momentu, aż jej szloch ucichł.
- Wybacz mi Jason... - Położyła moją dłoń na swoim brzuchu. Ten gest był lekko niezrozumiały.
- Szkoda, że nie będziesz miała okazji zostać matką. - Uśmiechnąłem się lekko na wizję Piper z gromadką dzieci. Nie wiem czemu na te słowa strumienie jej łez stały się większe.
- Nie pozwól mi umrzeć, proszę, błagam!
Przycisnąłem jej głowę do swojej piersi, głaszcząc po włosach.
- Nie pozwól mi umrzeć, proszę, błagam!
Przycisnąłem jej głowę do swojej piersi, głaszcząc po włosach.
- Jest coś, czego nie wiesz. Jason ty i ja bylibyśmy ro... - urwała. Jej dłoń, która przed sekundą głaskała mój policzek bezwładnie opadła.
- Nie! nie, nie, nie, nie, nie! Nie zostawiaj mnie! Proszę...
Jeszcze jakiś czas przyciskałem ją do siebie, mimo, że już nie czułem bicia jej serca. Słyszałem kroki. Gdy podniosłem wzrok zobaczyłem Reynę. Jej oczy były szkliste.
- Jason. Tak mi przykro.
Obejrzałem się za nią. Jej ojciec leżał nieprzytomny na podłodze. Spuściła wzrok. Trwaliśmy w ciszy. Poczułem ulgę w rękach, gdy przecięła łańcuchy. Falę ciepła, gdy mnie przytuliła. Mokre strugi, jej łzy. – To moja wina. - szepnęła. – on wiedział, że jestem zazdrosna i… - Wykonała dziwny gest nad Piper. Zniknęła.
- Co zrobiłaś?!
- Elizjum Jason. Tam ją wysłałam. – Wymusiłem na sobie uśmiech.
- Dziękuję Rey. – Otarła łzę z mojego policzka i pocałowała. Nie zdążyłem zaprotestować. Gdy otworzyłem oczy byłem na pokładzie Argo II. Sam, lecz nie na długo. Leo wybiegł spod pokładu i przytulił mnie, to samo zrobili Frank, Hazel i Annabeth.
- Znalazłem kryjówkę oddziałów Gaii! - Chwalił się Leo. Ann, poczochrała mu włosy. Śmiali się, byli pewni zwycięstwa. Jak miałem im powiedzieć o Nico, o Percy’m… O Piper.
- Gdzie Percy? – zapytała Ann.
- Zginął - powiedziałem cicho i ją przytuliłem. Rozpłakała się natychmiastowo, a wraz z nią ja również. 'Nastały dni mroku... I co teraz zrobisz herosie? Nie ocaliłeś jej, ale tkwisz w przekonaniu, że ocalisz świat? Oni już umarli... Przez ciebie!' Głos Gaii rozsadzał mój umysł od środka. Przed oczami zatańczyły kolorowe plami i w sekundę straciłem przytomność.
- Nie! nie, nie, nie, nie, nie! Nie zostawiaj mnie! Proszę...
Jeszcze jakiś czas przyciskałem ją do siebie, mimo, że już nie czułem bicia jej serca. Słyszałem kroki. Gdy podniosłem wzrok zobaczyłem Reynę. Jej oczy były szkliste.
- Jason. Tak mi przykro.
Obejrzałem się za nią. Jej ojciec leżał nieprzytomny na podłodze. Spuściła wzrok. Trwaliśmy w ciszy. Poczułem ulgę w rękach, gdy przecięła łańcuchy. Falę ciepła, gdy mnie przytuliła. Mokre strugi, jej łzy. – To moja wina. - szepnęła. – on wiedział, że jestem zazdrosna i… - Wykonała dziwny gest nad Piper. Zniknęła.
- Co zrobiłaś?!
- Elizjum Jason. Tam ją wysłałam. – Wymusiłem na sobie uśmiech.
- Dziękuję Rey. – Otarła łzę z mojego policzka i pocałowała. Nie zdążyłem zaprotestować. Gdy otworzyłem oczy byłem na pokładzie Argo II. Sam, lecz nie na długo. Leo wybiegł spod pokładu i przytulił mnie, to samo zrobili Frank, Hazel i Annabeth.
- Znalazłem kryjówkę oddziałów Gaii! - Chwalił się Leo. Ann, poczochrała mu włosy. Śmiali się, byli pewni zwycięstwa. Jak miałem im powiedzieć o Nico, o Percy’m… O Piper.
- Gdzie Percy? – zapytała Ann.
- Zginął - powiedziałem cicho i ją przytuliłem. Rozpłakała się natychmiastowo, a wraz z nią ja również. 'Nastały dni mroku... I co teraz zrobisz herosie? Nie ocaliłeś jej, ale tkwisz w przekonaniu, że ocalisz świat? Oni już umarli... Przez ciebie!' Głos Gaii rozsadzał mój umysł od środka. Przed oczami zatańczyły kolorowe plami i w sekundę straciłem przytomność.
*.* piękne, mordercze ale piękne <3
OdpowiedzUsuń<3 Zabiłaś Piper <3 Miło z tego powodu mi bardzo XD Wspaniały Rozdział ^^
OdpowiedzUsuńNa bokserki Posejdona to było boskie <3 uśmierciłaś Percy'ego ;_; ale i tak piękne ;o (Mam nadzieję, że go ożywisz). Jesteś seryjnym mordercą...bjedna Piper(ale co tam i tak jej nie lubię ;\)... najlepiej to od razu wypieprz wszystkich xdd Czekam na kolejny rozdział <3
OdpowiedzUsuńMONI, JESTEŚ ZUA...
OdpowiedzUsuńAle za to cię kocham <3 Kocham cię, bo potem ożywisz Percy'ego :3
Nie wiem, co napisać, sorry... xD Czekam na next *.*
Pozdrawiam i życzę weny.
Ad, córka zjeba z lirą, Rzymskiej wersji Afro i winoroba...
NO, wczoraj dałaś (wysłałaś) mi linka. Przeczytałam i się zakochałam *.*
OdpowiedzUsuńJesteś kochana i dobrze o tym wiesz <3
Nie ważne, że zabiłaś prawie wszystkich. Vicky i Ad mają racje, ale co tam *.*
Co z tego że nie lubię oryginalnej Piper. Za Twoją płaczę ;-; Niom. To czekam na następny rozdział i życzę weny. :D
OdpowiedzUsuń