sobota, 1 marca 2014

rozdział VIII

Z lekka krótki, ale to chyba wina, tego, że nienawidzę gdy w jednym rozdziele jest więcej niż jedna narracja... Muszę to rozdzielać na mniejsze partie tekstu ;/

rozdział VIII
Jason

Chodź wszyscy staraliśmy się zachowywać normalnie, każdy przeżywał swoje małe załamanie. Hazel straciła brata, Annabeth chłopaka, no i ja dziewczynę. Frank chodził za Hazel jak cień i nie odzywał się nawet słowem, ale od czasu do czasu przytulał ją, gdy znów zaczynała płakać.
Leo całymi dniami siedział w maszynowni i praktycznie nie wystawiał nosa.
Tylko Ann, nie umiała znaleźć dla siebie miejsca. Chodziła po całym statku, jakby czegoś szukała, lecz wciąż miała tę zrezygnowaną minę.
Ja przesiadywałem na górnych partiach statku. Chłodny mocny i chłodny wiatr dawał mi jakąś moc. Gotujące się we mnie emocje znikały.
Ściskałem w dłoni zawieszkę z gołębiem i orłem z bransoletki Piper.  Co chciała mi powiedzieć, nim odeszła? Że bylibyśmy rodziną? Straciłem szansę na życie z tą którą kocham...
Ze złością rzuciłem zawieszkę w morze. Po moich policzkach popłynęły łzy. To za dużo, to wszystko mnie przerasta. Mnie i moje możliwości. A z każdą śmiercią jest coraz gorzej, bo czuję, że coraz więcej ode mnie zależy.
Kątem oka zauważyłem Annabeth. Stała na oparta o barierkę statku i głaskała swój coraz większy brzuch, który chronił jej dziecko. Czuła się opuszczona, na pewno. Jednak fakt ciąży musiał przytłaczać ją coraz bardziej. Chciałem jej pomóc, ale... Jak?! Byliśmy prawie w tej samej sytuacji. Czasem wystarczyło tylko spojrzenie w oczy i już oboje wylewaliśmy litry łez. Postanowiłem ja jakoś minąć i zaszyć się w kabinie.
Przesiedziałem w zamknięciu dobre dwie godziny. Nie zwracałem nawet uwagi na to jak bardzo chce mi się jeść. Umrę z głodu. Tak to całkiem dobra opcja.
- Jason? – Usłyszałem głos zza drzwi. – Wszystko okay? Nie byłeś na śniadaniu, ani…nikt cię ostatnio nie widuje. – Nie czekając na moje pozwolenie wślizgnęła się do pokoju. Jej blond loki delikatnie zasłaniały oczy, ale wiedziałem, że przez parę nocy nie spała. – Martwimy się o ciebie…
- Martwimy? Poza tobą… Oni nie wiedzą co czuję. – Łza popłynęła po moim policzku i gdy natrafiła na ranę, zapiekła. Skrzywiłem się, ale ona natychmiast zareagowała przykładając tam chusteczkę moczoną w nektarze. Obiecałem Percy’emu, że się nią zajmę, a tymczasem ona dba o mnie bardziej niż ktokolwiek. – Od momentu gdy mamy wspólną kabinę. Czuję tą pustkę, bardziej niż gdybym mógł mieć nadzieję, że ona jest w swoim pokoju. Dzień w dzień, budząc się rano…moja dłoń wędruje w bok, ale napotyka tylko zimny materiał prześcieradła. Łzy moczą pościel, ale jestem bezsilny. Nie zmienię tego co się stało. – Zauważyłem, że Annabeth się trzęsie. Jej oczy stały się szklane jak lustro. – Stoję przed otwartą szafą i widzę jej ubrania…odwracam się w bok, ale nie widzę jej stojącej obok, jej uśmiechu, gdy wybierała strój. Czuję jej perfumy, ale nie czuję jej dotyku…brakuje mi tej bliskości, tego ciepła. 
Rzuciła mi się w ramiona z płaczem.
- Bogowie Jason…straciłeś coś więcej niż tylko ją. – Nie miałem pojęcia o czym mówiła. – Nie powiedziała ci? Ah, no tak… Piper była w ciąży.
Smutek złapał mnie za gardło. O czym ona do mnie…? On zabił moją miłość i moje dziecko… O Annabeth wiedziałem, ale…

Wtuliłem się w jej włosy, zmoczyłem jej bluzkę strumieniami łez.
- Gdybym wiedział...
- To co?! Broniłbyś jej bardziej?! Zrobiłeś co mogłeś. Jej dusza jest w elizjum i jest jej tam dobrze. A jedyne co ty możesz teraz zrobić to się nie poddawać.
Patrzyła tak głęboko w moje oczy. Byłem pewien jej ruchu i nie zamierzałem zaprotestować, lecz w tedy statkiem wstrząsnął wybuch. I ja i ona wypadliśmy na pokład z niewiarygodną szybkością. Frank walczył z potworami sam, Hazel zaś usiłowała wyleczyć rannego Leona. Jej ręce się trzęsły, zbyt bardzo panikowała. Annabeth uklękła nad nim, ale załamała się.
Krew. Znów zakręciło mi się w głowie. Zamiast Leona na chwilę zobaczyłem Percy'ego. Jak umierał. Jak ja pomogłem mu umrzeć. Nie mogłem patrzeć na kolejną śmierć. To był mój błąd, ale miałem dość! Ze złością krzyknąłem w niebo:

- I CO! CO TYM ZYSKASZ GAJO?! NIE ZABIERZESZ KOLEJNEJ DUSZY! – I jakby na zawołanie, usłyszałem szept Hazel. ‘To nie ma sensu, Annebeth…on już nie żyje…’

7 komentarzy:

  1. O Bogowie *?*
    Jesteś seryjnym mordercą!
    ★★★★
    Wszystkich, ale Leona? Tak jak Wika napisała pod tamtym postem - polubiłam Twoją Pipes ;--;
    Czekam na next!
    ~Soniabeth

    OdpowiedzUsuń
  2. Idę płakać do kąta jak mogłaś zabić Leo? Why? Płaczę :,(

    OdpowiedzUsuń
  3. MONI ZABIJĘ CIĘ... ;________________;
    MOŻESZ ZABIĆ WSZYSTKICH, ALE MOJEGO MĘŻA? ;________________;
    Kurde, Nico, Percy, Pipes... Teraz mój Leoś! ;-; Kurde, jak cię tu nie nienawidzić? ;-;

    AD, NIENAWIDZĄCA CIĘ, BOGINI CICHEGO GWAŁTU.

    OdpowiedzUsuń
  4. MUHAHAHAH Witam po ciemnej stronie mocy
    ~Liska

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń