czwartek, 20 lutego 2014

rozdział VI

Ciężko wyobrazić sobie coś miłego po tym czo im zrobiłam, ale skoro jestem tak okropna, postanowiłam dać wam coś weselszego C; Chyba..... XD

rozdział VI
Piper

Dzieliła nas tylko ściana. Tak niewiele, a jednak czułam jakby był oddalony o miliony kilometrów.
Z trudem podczołgałam się do drzwi, moja dłoń natychmiast do nich przywarła.
- Jason... - szepnęłam. - Jason. - dodałam nie wiele głośniej.
Cisza dzwoniła mi w uszach, była nie do wytrzymania. Wilgoć przesiąkła moje pokrwawione ubranie, chłód sprawiał, że zamarzałam.
Odebrali mi nadzieję. Pokaleczyli, poobijali ciało z intencją, że powiem im to co chcą wiedzieć. Mogliby mnie zabić i tak nie zdradziłabym przyjaciół. Umrzeć trzeba z honorem, nie można pokazać im strachu, mówił Jason. Nie umarłam, ale byłam tego bliska. Gdyby Reyna nie wkroczyła, zakatowali by mnie na śmierć.
Wciąż leżałam koło drzwi, zwinięta w kłębek i płacząca. Zamknęłam oczy i nawet nie wiem kiedy zasnęłam. Bałam się snu, w takich sytuacjach spodziewałam się koszmaru.
Najpierw oślepiło mnie słońce. Po pewnym czasie, zaczęłam widzieć zarys czegoś dużego i w tedy zorientowałam się, że to nasz statek, lecz jeszcze w trakcie budowy. Leo opuszczał się na własnej roboty urządzeniu z deski i dwóch sznurów, by dopracować to i owo. Jason znudzony stał na dole,  trzymając skrzyknę z narzędziami i co jakiś czas podawał mu jedno. Gdy jego wzrok skoncentrował się na mnie, lekko się uśmiechnął i przestał skupiać na pomaganiu w budowie. W tedy jeszcze nie byliśmy razem, ale każdy kto na niego spojrzał mógł stwierdzić, że to tylko kwestia czasu.
Nagle zorientowałam się, że w ręce mam torbę śniadaniową z kanapką i jabłkiem w środku. Nie do końca wiedziałam skąd, ale w tedy Leo krzyknął:
- Pipes! Gdzie moja kanapka?
- Już idę! - odkrzyknęłam.
- Może sie zamienimy? Popracujesz za mnie, a ja będę ci pół dnia donosił jedzenie, podczas gdy umierasz z głodu! - Stary dobry Leoś, jak ja za nim tęskniłam! Misja go zmieniła i to okropnie.
Rzuciłam mu torebkę.
- Dzięki królowo piękności! - Posłał mi buziaczka, a ja siadłam obok Jasona.
- Tooooo... Annabeth już wie, gdzie mamy się udać? - zapytał. - Wiesz ja wciąż nie pamiętam gdzie...
- Najpierw Leo musi skończyć statek. - Zatrzymałam go. - Tak ci się śpieszy na kolejną misję? \
- KOCHAM adrenalinę i dobrze o tym wiesz!  Ja chcę coś robić nie tylko stać w miejscu! - Poderwał się z ziemi. - Chcę być kimś więcej niż gościem, który podaje Valdezowi narzędzia.
Zaśmialiśmy się w tym samym momencie.
- Dziś jest przyjęcie. Spadające gwiazdy pamiętasz? Możemy iść jeśli chcesz. Nie będziesz stał w miejscu.... - Sama nie do końca miałam ochotę tam iść, więc nawet nie wiem dlaczego to zaproponowałam.
- Nie do końca to miałem na myśli... - stwierdził, lecz posłał mi uśmiech w stylu 'Tak, Piper pójdziemy tam, czy tego chcesz czy nie i będziemy się bawić tak jak jeszcze nigdy!'
Potem praktycznie do wieczora pracowaliśmy przy statku, a raczej Leo pracował, a my śmialiśmy się z nazw rzeczy jakie montował. Czas minął naprawdę szybko.Słońce zaszło i wszystkie domki zaczęły schodzić się na plac. Pociągnęłam Jasona za rękaw kurtki i momentalnie znaleźliśmy się wśród par. Zaczęłam się histerycznie śmiać, gdy okazało się, że wszyscy są ubrani o wiele schludniej niż my. Moja podarta na dole sukienka i jego poplamiona smarem koszulka.
- Co cię śmieszy? - zapytał, ale czułam, że wie i z tego samego powodu uśmiecha się tak głupio.
- Porównaj nasze ciuchy z nimi. - odparłam przez śmiech. - Jakbyśmy się urwali z innej bajki!
W tym momencie poczułam, że coś mnie obciska. Sukienka. Świecąca, dopasowana w kolorze silnej i rażącej czerwieni. Na nogach pojawiły się czarne szpilki, a włosy same nagle związały się w koczek w lekkim nieładzie. I najgorsze-diadem. Co prawda niewielki, ale przyciągał wzrok.
- Mamo... - zaklęłam pod nosem i nagle nabrałam ochoty by zobaczyć jak zmieniła Jasona.
Z jego koszulki znikła plama smaru, lecz poza tym nic się nie zmieniło. Może tylko trochę postawiła mu włosy. Fakt jego skórzana kurtka w połączeniu z resztą stroju i tym błyskiem w błękitnych oczach, to było coś.
'Jego nie trzeba zmieniać i wiesz o tym.... ' Głos mojej matki pojawił się nagle w mojej głowie. 'Dziękuję ci! ' Odpowiedziałam w myślach mimo iż nienawidzę strojenia się i chętnie zostałabym przy starej sukience.
- Tooo.... - Włożył ręce do kieszeni i jakby się zarumienił. - Wyglądasz naprawdę ślicznie. - dodał w końcu.
Z głośników popłynęła muzyka. Nie trzeba było wiele czekać, piosenka od razu poderwała Jasona do tańca, tym razem to ja stawiałam opór.
- Błagam cię... - marudziłam.
- It’s going down, I’m yellin timber. You better move, you better dance. Let’s make a night, you won’t remember. I’ll be the one, you won’t forget - zaśpiewał kawałek razem z piosenką i pociągnął na środek. Mimowolnie się zaśmiałam. Z nim mogłabym to robić codziennie.
Nie dawał mi nawet sekundy wytchnienia, podczas tańca... O ile można tak nazwać to co robiliśmy. Śmiałam się z tego jak prawował udawać, że to on śpiewa piosenkę, jednak miejscami nie nadążał na słowami  Ta noc była idealna!
W pewnym momencie nogi zaczęły boleć mnie od tańczenia na obcasie. Szybko zdjęłam buty, jednak to nie pomogło.
- Już nie mogę... moje nogi tego nie wytrzymają!
Uśmiechnął się łobuzersko co już na starcie oznaczało, że ma jakiś szalony pomysł. Wziął mnie na ręce i początkowo myślałam, że odniesie mnie do domku. Szedł jednak w stronę wody.
- O nie! Jason nie waż się!  - krzyczałam, lecz on tylko się śmiał. Parę sekund później byłam po szyję w wodzie, a on stał na brzegu i śmiał się jeszcze głośniej niż przedtem. Cały makijaż, fryzura od matki zostały zniszczone przez wodę. Wolałam  nie wiedzieć jak ciekawie wygląda czarny tusz rozlany na moich policzkach.
- Ta, bardzo śmieszne.... -mruknęłam i szybko wyszłam w wody. Szłam w zupełnie przeciwną stronę do niego, lecz moje spoty zapadały się w mule co naprawdę utrudniało mi ucieczkę.
W pewnym momencie poczułam jego ciepłą dłoń na nadgarstku.Odwróciłam się, a on założył mi na głowę diadem.
- Zgubiłaś to moja iskierko. - dodał półszeptem. Przez długi czas staliśmy bez ruchu, tylko patrząc sobie w oczy. Potem nasze usta złączyły się w długim pocałunku, a w uszach dźwięczały słowa piosenki ' Your hand fits in mine like it's made just for me. But bear this in mind it was meant to be.'
Nie wiem co bardziej bolało-powrót do rzeczywistości czy kopniak ciężkim wojskowym butem. Był tak silny, że przepchnął mnie do kąta. Facet, który to zrobił, otworzył te drzwi i wszedł do Jasona trzymając w ręce jakiś kijek. Nie minęła minuta i usłyszałam krzyk, i potem kolejne niekoniecznie w dużych odstępach czasu.
W rogu pomieszczeni zauważyłam postać. Reyna. Ledwo widziałam jej oczy, ale przysięgłabym, że są zaszklone. Mimo wszystko ze spokojem stała i patrzyła się w przestrzeń.
- Reyna... - powiedziałam cicho. - Reyna! Możesz nienawidzić mnie, ale jego przecież kochasz! I pozwolisz na to?!
- Nie rozumiesz! Nie mogę....
- Reyna, bądź człowiekiem!! - wrzasnęłam tak głośno jak tylko mogłam.
- Nie sprzeciwię się ojcu, Piper.... - mruknęła.

4 komentarze:

  1. wow cudne wow *Iskierka* pienkne kocham <3 <3 a teraz dawaj VII

    OdpowiedzUsuń
  2. Moni, piszaj dalej...
    CZEKAM! ;-; Zabiłaś Persiaka i chyba też Nico (nie wiem czy tak, czy nie... Nieogarnęłam tego XD), ale i tak cię kocham za Jasper :3 Rozryczałam się... czy czasem Piper nie powinna już poronić czy co? :/ Tak mi się wydaje właśnie... Ryczę ;_____________;

    Pozdrawiam i życzę weny,
    Ad, córka pewnego słonecznego zjeba z lirą... (mieszkająca znowu w domku Hefajstosa ;-;)

    OdpowiedzUsuń
  3. nominuję cię Moniu 3:) 3:) MUHAHAHAHAH
    http://oczam.blodgpot.com <---- post będzie niedługo ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. MAM FJOLETOWE PRZEŚCIERADŁOOOOO!!! ~Rey ( <3 Dziękuję że zamieściłaś DJ Grace'a ^_^ )

    OdpowiedzUsuń